Do Mangalore trafiliśmy w sumie przypadkiem. Chcieliśmy z Mumbaju dostać się na południe kraju, a do Mangalore były najtańsze bilety. Wybór był więc prosty. Początkowo wydawało nam się, że miasto nie ma zbyt wiele do zaoferowania, tym bardziej że wolimy zwiedzać wioski niż miasta. Po tygodniu pobytu w Indiach, cała nasza czwórka jednogłośnie stwierdza, że to właśnie w Mangalore podobało nam się do tej pory najbardziej.
Dlaczego? Chyba dlatego, że jest to miasto nieturystyczne, prawdziwe i zdecydowanie spokojniejsze niż Mumbaj. Hotel mamy zarezerwowany wcześniej z promocji na cleartripie. Zapłaciliśmy 8,5 zł/osobę i musimy przyznać, że był to jeden z lepszych do tej pory noclegów. Mieszkamy w hotelu Vasant Mahal, który położony jest w centrum miasta. Dzień planujemy rozpocząć od zwiedzania miejscowych świątyń, popołudnie chcemy z kolei spędzić na plaży Panambur Beach oddalonej od centrum ok. 20 km. Ponieważ najważniejsze świątynie oddalone są w odległości nie więcej niż 3,5km od naszej bazy wypadowej, decydujemy, że zwiedzamy okolicę pieszo. Okazuje się to wcale nie łatwe i to nie tylko ze względu na niemiłosierne upały, ale także szalony ruch uliczny. Samochody, skutery, tuk-tuki pędzą jak szalone i nie ważne, że pasy ruchu są dwa. Jak potrzeba to się mnożą. Zewsząd słychać dźwięk klaksonu. To on wyznacza tu reguły ruchu drogowego. Pierwszeństwo ma zawsze większy, lub z głośniejszym klaksonem. Na ulicach jest bardzo kolorowo. Szczególnie autobusy i ciężarówki są niezwykle barwnie pomalowane.
Pierwszym punktem naszej wycieczki po Mangalore jest katolicki kościół St. Aloysius Chapel. Z zewnątrz wygląda niepozornie, wewnątrz znajdują się przepiękne malowidła. Niestety nie można robić zdjęć, nad czym ubolewamy do teraz. Będąc w Mangalore, zdecydowanie warto się tu wybrać.
W drodze do najbardziej znanej świątyni w Mangalore – Kudroli Gokarnath Temple napotykamy na małą lokalną świątynię. Z zainteresowaniem, lecz nico nieśmiało zdejmujemy buty i wchodzimy do środka, trwają bowiem modły. Pytamy wzrokiem, czy możemy się przyjrzeć i popstrykać trochę fotek – odpowiadają nam jednogłośne uśmiechy. Przeżycia są niesamowite. Możemy uczestniczyć w tutejszych obrzędach.
Docieramy w końcu do głównego punktu naszego spaceru, czyli świątyni Kudroli Gokarnath Temple. Już pierwszy rzut oka robi niesamowite wrażenie. Świątynia jest ogromna. Kiedy zaczynamy zwiedzać, jesteśmy zachwyceni tym miejscem na tyle, że wiemy, że z plażowania tego dnia już raczej nic nie wyjdzie. Niesamowita architektura, barwność tego miejsca, tłumy kolorowo ubranych hindusów, którzy przybyli się pomodlić i oddać cześć bogom. Całość tworzy taką atmosferę, że spędzamy w tym miejscu pół dnia. Co chwilę ktoś podchodzi i prosi, żeby móc zrobić sobie z nami zdjęcie, albo fotografuje z ukrycia. Hindusi mają jakąś manię fotografowania białych. Czujemy się trochę jak celebryci.
Po południu wyruszamy w kierunku kolejnej świątyni – Kadri Manjunath Temple. To kolejne 3 km, więc znów rezygnujemy z usług tuk-tuków, tylko udajemy się spacerkiem w jej kierunku. Po drodze mijamy miejscową szkołę Dzieciaki mają akurat przerwę i wesoło hasają po podwórku szkolnym. Kiedy nas zauważają tłumnie biegną wprost w obiektyw, przepychając się nawzajem. Dzieciaki są świetne, choć trochę nieznośne. Przepychają się, szturchają, a kiedy wchodzimy do klasy, zaczynają skakać po ławkach i stolikach. Opiekunki w ogóle nie zwracają na to uwagi. Kiedy podchodzimy zagadać, mówią słabym angielskim, że dzieci mają właśnie przerwę. Pstrykamy wesołym dzieciakom dziesiątki zdjęć i żegnamy się z nimi, żeby dotrzeć do ostatniego punktu, który chcemy zwiedzić tego dnia.
Kadri Manjunath Temple nie jest może tak powalająca jak Kudroli Gokarnath Temple, ale zdecydowanie też warto ją zwiedzić. Wstęp do świątyni kosztuje 1 rupię (czyli można powiedzieć, że jest za darmo).
1 Comment
Ahhh rewelacja. Bardzo się cieszę, że moje Mangalore przypadło Wam do gustu! Pozdrawam! 🙂